piątek, 11 listopada 2016

Związek pozbawiony monotonii - recepta dla każdego





Czy kiedykolwiek przemknęło Wam przez głowę przekonanie, że po kilku wspólnie spędzonych latach starania o tę druga połówkę mogą odejść do lamusa? 
To, że przestajemy zabiegać o partnera wynika z jakiegoś mylnego przekonania o spełnieniu zadania, o którym można po upływie czasu spokojnie zapomnieć i korzystać bezceremonialnie z "profitów", jakie przynosi.

Po kilku lub kilkunastu wspólnie spędzonych latach, w każdy, nawet najlepszy związek, zaczyna niepostrzeżenie wkradać się rutyna. To według mnie taki cichy, nudnawy chochlik, który wykorzystując tempo współczesnego życia sprawia, że relacje z partnerem ulegają powolnemu, niepozornemu pogorszeniu.

Co najważniejsze, ten chochlik znajduje się w każdym z nas. Pomimo powszechnie stosowanego, a wielokrotnie mylnego stanowiska dotyczącego tego, że to jedna strona w związku odpowiada za rozluźnienie naszych kontaktów, warto uświadomić sobie, że to od nas obojga zależy to, w jaki sposób zbudowana przed laty relacja będzie wyglądała i w jaki sposób będziemy o nią dbać, aby z dnia na dzień stawała się jeszcze bardziej świeża, niż na początku.

Ja znalazłam już na to metodę. Prostą, banalną i znaną od zarania dziejów, ale jednak bardzo często zapominaną po osiągnięciu statusu małżonka. Nie chodzi o nic innego niż RANDKI. Kompletnie nieoryginalne zjawisko o nadprzyrodzonej sile. Jeszcze jakiś czas temu, uważałam, że są one dobre dla par z krótkim stażem, które starają się zaimponować sobie nawzajem. Zupełnie nie kojarzyłam wspólnych wyjść do kina,czy na spacer z tym hasłem. Po prostu pojawiała się propozycja i  przystępowaliśmy do jej realizacji. I tyle.

Tymczasem, w trakcie tegorocznych wakacji dokonałam przełomowego odkrycia! Narzeczony pewnego dnia zaprosił mnie do kina, a później na kolację. Nie byłoby w tym niczego zaskakującego, gdyby nie to, że użył słowa "RANDKA". Wraz z nim, zaczęło towarzyszyć mi jakieś nowe, dziwne uczucie, którego przez kilka dni nie potrafiłam nazwać. Przecież nie była to taka pierwsza propozycja z jego strony, ale chyba jedyna, która zyskała miano randki. Do dzisiaj nie potrafię odpowiedzieć sobie na pytanie, co sprawiło, że zapragnęłam wyglądać lepiej niż zwykle, zwłaszcza, że do każdego naszego wyjścia się specjalnie przygotowywałam. Nie wiem, skąd wziął się w moich oczach taki błysk, że narzeczony po jego ujrzeniu nie mógł oderwać od nich wzroku. Nie wiem co było przyczyną tego, że uśmiech szerszy niż zwykle, towarzyszył mi od rana w dniu wyjścia. Nie mam pojęcia dlaczego nie przeszkadzało mi spóźnienie mojej sympatii, które w każdej, innej sytuacji miałoby negatywny wpływ na nasze relacje.  Mogę się jedynie domyślać, że w tak prostym słowie jak randka, znajduje się jakaś nieuzasadniona magia, która potrafi zdziałać cuda. Nie wiem, czy na wszystkie kobiety ten wyraz ma taki wpływ, ale bardzo chciałabym żeby tak było. Być może wtedy, większość par zamiast poddawać się prozie życia codziennego, odkryłaby siebie na nowo.

Mam nadzieję, że tak właśnie będzie w naszym przypadku, gdy zostaniemy już małżeństwem. Że nie zamkniemy się na świat zewnętrzny ze względu na nawarstwiające się obowiązki zawodowe i domowe, wspominając z rozrzewnieniem lata narzeczeństwa, które minęły bezpowrotnie, tylko stworzymy oazę, która pozwoli nam na  umacnianie naszego związku.



I jeszcze jedno. Pamiętajcie, że randki nie muszą być kosztowne. Randką nie musi być wyjście do modnej, kosztownej restauracji, a na przykład romantyczny spacer lub piknik na łonie natury, który sam w sobie stworzy niepowtarzalny klimat, za sprawą którego wspomnienia z nim związane zostaną z Wami na zawsze.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz