"Tyle lat po ślubie to chyba już czas na dziecko? Planujecie w ogóle mieć dzieci? Przecież już czas. Młodsi nie będziecie. Nie chcesz wina? Co Ty, w ciąży jesteś?". Brzmi znajomo? Znacie parę, która po kilku latach związku nie usłyszała przynajmniej raz któregoś z tych pytań? Ja też nie, niestety...
Pytania o ciążę są następnymi w kolejce podczas wszelkiej maści spotkań zaraz po tych o zaręczyny, ślub, wesele czy nowe mieszkanie/dom. Jako społeczeństwo mamy taką nieznośną przypadłość, że czasami bez zastanowienia potrafimy wejść z butami w czyjeś życie, nie pytając o pozwolenie. W wielu kwestiach powinniśmy jednak ugryźć się w język przed zadaniem jakiegokolwiek pytania, zwłaszcza tego z kategorii wrażliwych, a uważam, że do tej grupy zagadnień należy temat powiększenia rodziny.
Pamiętam jak kilka tygodni po ślubie przypadała pewna rodzinna uroczystość, na którą całkowitym przypadkiem założyłam luźną sukienkę. Nawet na własnym ślubie nie czułam na sobie tylu spojrzeń, co po wejściu na tamto wydarzenie. Dodatkowe zainteresowanie wzbudziłam tym, że nie miałam ochoty na szampana. O zgrozo, jak można nie chcieć szampana?! Pewnie jest w ciąży - dokładnie te słowa wyczytałam ze spojrzeń gospodarzy. Czułam się jak główna atrakcja, a przecież byłam takim samym gościem, jak wszyscy pozostali. O ile jeszcze byłabym w stanie zrozumieć te lustrujące spojrzenia mój brzuch, gdybym z datą ślubu wyskoczyła niczym królik z kapelusza, o tyle były dla mnie zaskoczeniem, ponieważ ta uroczystość została zaplanowana z dwuletnim wyprzedzeniem, do czego chyba niektórzy nie przywiązali szczególnej uwagi. Gdy początkowe emocje i niedowierzanie związane z tym, że od tak można komuś sugerować ciążę trochę opadły oraz po kolejnym pytaniu o to, czy na pewno nie napiję się wina i czy to coś oznacza, nie wytrzymałam. Z lekkim uśmiechem, ale także z pełną stanowczością odparłam, że to, że nie piję nie znaczy, że jestem w ciąży oraz, że potrafię i lubię się bawić bez alkoholu. Do końca wieczoru miałam spokój i mam wrażenie, że z domniemanej ciężarnej stałam się jeżem, do którego lepiej "bez kija nie podchodzić", bo się obrusza o nic, a "to przecież tylko takie żarty były".
Na przestrzeni kilku następnych lat, co jakiś czas ponownie pojawiały się niechciane pytania, a ja chyba zdążyłam się na nie uodpornić i przestały robić na mnie wrażenie. Czarę goryczy przelał komentarz, który usłyszałam od osoby, którą znam od lat, a po której nie spodziewałabym się słów "Wy to chyba nie wiecie jak się dzieci robi". Ano wiemy, tylko to, czy, jak i kiedy "zrobię" sobie dziecko to tylko i wyłącznie moja sprawa. Cienka granica została dość brutalnie przekroczona. Czy celowo? Raczej nie, ale niesmak pozostał. Od tej pory za każdym razem odpowiadałam, że na wszystko przyjdzie czas albo po prostu, że to my (ja i mąż) o tym zdecydujemy i nikomu nic do tego.
Pytania o ciążę mogą być trudne dla rozmówcy z wielu względów. Możemy być z kimś blisko, przyjaźnić się, być rodziną, ale niekoniecznie wiedzieć o drugim człowieku wszystko. Ja na przykład przez bardzo długi czas nie czułam potrzeby zostania mamą. Brzmi brutalnie? Odrobinę. Być może właśnie z tego powodu nie chciałam odpowiadać na te wszystkie pytania, bo przecież ogólnie przyjętą normą w środowisku jest posiadanie dziecka, a wszelkie odstępstwa są traktowane jak dziwactwa. Kiedyś nawet powiedziałam mamie, że chyba nie mam instynktu macierzyńskiego, bo owszem, pobawię się z dzieckiem, zadbam, przypilnuję, ale żeby tak przez cały czas być za nie odpowiedzialnym? Zresztą, domyślam się, że niewiele dwudziestoparolatek marzy o byciu mamą na pełen etat. Dzisiaj wiem, że instynkt schował się głęboko i ujawnił w odpowiednim momencie, dokładnie wtedy, kiedy powinien. Teraz nie wyobrażam sobie życia bez tego małego szkraba, który rozbraja mnie swoją szczerością i tym, jak biorąc ze mnie przykład, zwraca mi uwagę na rzeczy nieodpowiednio ustawione w łazience.
Mogę żartować, że mój instynkt "przemówił", jednak musimy mieć na uwadze, że są pary, które mogą nie rezonować z macierzyństwem i z pełną świadomością zdecydują się na życie we dwoje, na realizację pasji, czy rozwój kariery zawodowej. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Jest to ich wybór, do którego mają święte prawo, a nas powinno interesować to tyle, co zeszłoroczny śnieg.
A co w przypadku, gdy pytanie o ciążę usłyszy kobieta, która pomimo ogromnej chęci posiadania dziecka nie może go mieć albo przeżyła poronienie i dopiero zdążyła uporać się z traumą, która nie pozwalała jej cieszyć się życiem przez ostatnich kilka tygodni lub miesięcy? Pomyślmy o tym, jaką krzywdę możemy jej wyrządzić, jak to zaburzy jej równowagę i samoocenę, którą być może dopiero udało jej się odbudować.
Urodziła córkę, to pewnie i pytania się skończyły, pomyślicie. Nic bardziej mylnego. "Macie córkę, to teraz czas na syna", "no już chyba czas na drugie". - Nie planuję - odpowiadam bez zastanowienia i bez obawy o to, jak zostanę odebrana. Moje życie = mój wybór.
Komentarze
Prześlij komentarz