Kiedy postanawiasz zmienić swoje życie, a doba jest za krótka...


                                                   
Nie było mnie tu prawie trzy tygodnie. Nie z lenistwa, braku pomysłów, czy nagłego spadku chęci do pisania. Po prostu z dnia na dzień doba stała się dla mnie zdecydowanie za krótka...

Pamiętacie, jak w opublikowanym, pierwszym po siedmioletniej przerwie tekście napisałam, że będę starała się pisać regularnie żeby nie wypaść ponownie z obiegu? To postanowienie odrobinę kuleje. Z systematycznością ostatnimi czasy nie tylko w kwestii bloga mi nie po drodze, ale także w sferze aktywności fizycznej. Niestety, ona też oberwała rykoszetem przez nadmiar obowiązków, długotrwały stres, który spowodował problemy zdrowotne, a te jak wiadomo nie znikają zazwyczaj jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Od ponad dwóch miesięcy z trudem opanowuję otaczającą rzeczywistość, bo sporo się dzieje i staję na rzęsach żeby ze wszystkim zdążyć, pamiętając, że mam jeszcze na pokładzie niespełna trzylatkę, której także chciałabym poświęcić jak najwięcej uwagi. 

Postanowiłam Wam się trochę wytłumaczyć z tego, co się wydarzyło i co będzie się działo, bo wiem, że są tutaj stali czytelnicy, którzy czekają już na kolejne moje przemyślenia odnośnie otaczającej rzeczywistości, która w ostatnim czasie nabrała barw - dosłownie i w przenośni. 

W marcu rozpoczęłam proces wychodzenia ze swojej strefy komfortu. Powiedziałam sobie wóz albo przewóz i postanowiłam całkowicie zmienić branżę, w której dotychczas pracowałam. Stwierdziłam, że teraz jest dobry moment na odnalezienie przestrzeni tylko i wyłącznie dla siebie, w której będę mogła pokazać co mi tak naprawdę w duszy gra. Z sektora przemysłowego przeniosłam się do strefy przepięknych oraz magicznych wręcz aranżacji i tam przepadłam. Zdecydowałam, że zostanę dekoratorem i nie wiem, czy to wpływ marca i perspektywa zbliżającej się wiosny, czy też tak silna chęć zmiany sprawiły, że nagle zrozumiałam, że nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych. Pojechać sama na drugi koniec Polski, w kompletnie nieznany region i uczyć się rzeczy, o których czytało się do tej pory tylko w social mediach albo magazynach branżowych? Żaden problem. Zakrzywić czasoprzestrzeń i w ciągu kolejnych 2 tygodni oprócz spraw bieżących zrobić kolejne szkolenia z dala od domu? Pestka! Pomimo początkowej niepewności, którą siłą woli musiałam zgasić w zarodku, zmobilizowałam się, powiedziałam sobie, że teraz albo nigdy, no i machina ruszyła. 

Znacie te sceny z filmów, w których główny bohater/ka staje przed lustrem, gdy musi podjąć ważną decyzję mającą realny wpływ na jego/jej życie i wypowiada znamienne słowa "You can do it" albo "You go girl" ? No więc w moim przypadku było podobnie, z tą tylko różnicą, że ja nie potrzebowałam do tego lustra :)

Dzisiaj jestem z siebie ogromnie dumna, że pokonałam swoje lęki i nie zatrzymałam się, gdy pojawił się taki moment. Gdybym to zrobiła, nie poznałabym tylu wspaniałych ludzi, z którymi spędziłam super czas i mam kontakt po dziś dzień. Piszę tutaj absolutnie o wszystkich, z którymi mogłam nawiązać relacje w ciągu ostatnich miesięcy, którzy dali się poznać jako ludzie z pasją, zaangażowaniem i z niezwykłą empatią. Jestem szalenie wdzięczna za to, że pomimo dzielących nas różnic w zakresie doświadczenia życiowego, światopoglądu, wieku, czy miejsca zamieszkania, potrafiliśmy znaleźć wspólny język, wymienić się pomysłami, żartować i od których mogłam się uczyć oraz czerpać pełnymi garściami. 

Od zawsze towarzyszyło mi przekonanie, że w życiu nie ma przypadków, a to co się dzieje, jest tego najlepszym przykładem. Po każdym ze szkoleń i po spotkaniach z tymi ciekawymi osobami - bo tak z pewnością można wszystkich ich nazwać, dostawałam niezwykłego przypływu energii, która napędzała do działania. Sprawiała, że pomimo zmęczenia, którego chyba do tej pory jeszcze nie odespałam, chciało mi się myśleć o kolejnych aranżacjach, szukać inspiracji i rozwiązań, które mogą okazać się przydatne w przyszłości. Moja głowa jest pełna pomysłów i pewnie dlatego zamiast spać, przygotowuję po nocy projekty dekoracji, które w najbliższym czasie przede mną. 

Czy nie boję się, że pomimo zaangażowania - czasowego, emocjonalnego i finansowego coś może pójść nie tak i moja nowa działalność może zakończyć się wcześniej, niż zakładałam? Oczywiście, że trochę tak - nie jestem robotem, tylko człowiekiem, który miewa chwile zwątpienia. Byłabym niemądra, gdybym nie brała w ogóle ryzyka pod uwagę. Jestem jednak zdeterminowana i wiem, że jeżeli kiedyś przyjdzie taki moment, że będę musiała się poddać, to podejmę tę decyzję świadomie i z poczuciem, że zrobiłam wszystko, co w mojej mocy aby osiągnąć zamierzony cel. A jakby jednak nie wyszło? To mówi się trudno i idzie się dalej. 

Jeżeli już jesteśmy przy "dalej", to przede mną przynajmniej kolejne trzy szkolenia w niedalekiej przyszłości - chcę chłonąć wiedzę, rozwijać się i zdobywać nowe kompetencje, żeby najnowsze trendy nawet nie próbowały mieć przede mną najmniejszych tajemnic i żebym mogła realizować swoje nowe zajęcie na jeszcze wyższym poziomie. Będę starała się przy tym być zaangażowaną mamą tak jak do tej pory, tylko z pewnością odrobinę mniej wyspaną no i oczywiście nie odpuszczę pisania dla Was tekstów. 

Życzę sobie żeby udało mi się wszystko pogodzić i będę do tego dążyć, a Was jeżeli mogę o coś prosić, to trzymajcie za mnie kciuki. Będą mi bardzo potrzebne przy aktualnym trybie życia :) 

Tymczasem, witam albo żegnam się z Wami o godzinie 03:48 przy jaśniejącym niebie i przy akompaniamencie ptaków, które już przywitały nowy dzień!

* Fot. K.Wawrzykowski - Wawrzykowski Team

Komentarze

Popularne posty