Ciąża. Stan błogosławiony?
Rezygnacja z pracy, ze sportu, dodatkowe kilogramy, nad którymi nie ma się żadnej kontroli, uporczywe nudności, czy systematyczne badania to tylko niektóre aspekty, z którymi muszą mierzyć się kobiety w ciąży nazywanej stanem błogosławionym. Tylko, czy aby na pewno w przypadku każdej z nas powinna nosić ona takie miano?
Wiele kobiet planujących ciążę, wyobraża sobie ten czas jako etap w życiu przepełniony miłością, szczęściem, kompletowaniem wyprawek w kolorze błękitu, beżu, bądź odcieni różu, urządzaniem pokoju dla malucha, wybieraniem mebelków, dodatków i wszystkich niezbędnych akcesoriów służących do codziennej pielęgnacji małego człowieka. Chyba żadna z nas planując zostanie mamą nie zakładała, że ten czas może okazać się bardziej wymagający niż nam się pierwotnie wydawało. Zasłyszane z najbliższego otoczenia historie także zazwyczaj w zdecydowanej części napawały optymizmem.
Tymczasem, ciąża to bardzo dziwny czas w życiu kobiety. Funduje nam huśtawkę nastrojów, nad którą zapanowanie jest niemożliwe, podobnie jak ujarzmienie szalejącej wichury, zmienia ciało o 180 stopni, postrzeganie siebie oraz otaczającego świata, smaki niegdyś ukochane, stają się tymi, na które nie można spojrzeć bez towarzyszących temu dodatkowych objawów. Sprawia, że nawet reklamy w telewizji, na które wcześniej nie zwracałyśmy uwagi stają się absurdalnie wzruszające. Ilość nadprogramowych kilogramów, która pomimo usilnych starań rośnie w zastraszającym tempie daje się mocno we znaki, najczęściej w pakiecie z bolącym kręgosłupem i puchnącymi w końcowej fazie ciąży stopami. Do tego dochodzą regularne wizyty u lekarza, które umówmy się, na początkowym etapie nie wyglądają jak na filmach, a ich komfort pozostawia bardzo wiele do życzenia. Ciąża także wyzwala w ludziach z dalszego otoczenia jakieś poczucie przyzwolenia na bezceremonialne zadawanie prywatnych pytań o termin porodu, płeć, o to, czy nie jesteśmy za chude jak na 7 miesiąc, bo "brzuszek jakiś taki malutki" albo "czy to już, bo brzuch już taki duży, jakby co najmniej bliźnięta się w nim znajdowały". Pojawiają się także próby wyciągnięcia ręki w celu pogłaskania brzucha tak, jakbyśmy nagle z odrębnego człowieka stały się jakąś ogólnodostępną maskotką, do której można od tak, po prostu podejść, bo ktoś akurat ma na to ochotę. A to niestety bardzo często tylko wierzchołek góry lodowej, o której nie mamy pojęcia.
Media społecznościowe, które z kolei karmią nas pięknymi kadrami ciężarnych, uśmiechniętych aktorek i influencerek gładzących się z czułością po wyrzeźbionym i lekko tylko zaokrąglonym brzuchu pozwalają nam snuć wizje idealnej ciąży. Często możemy przeczytać pod takimi fotografiami, jaki to wyjątkowy oraz cudowny stan i że nie wyobrażają sobie piękniejszego zjawiska. Mnogość stron i profili, na których słowem nie wspomina się o trudnościach i wyzwaniach, wywołuje w nas mylne przekonanie o tym, że przecież nic strasznego się nie wydarzy, 9 miesięcy minie jak mrugnięcie okiem i będzie po przysłowiowym krzyku. I wtedy zazwyczaj nieoczekiwanie stajemy w obliczu sytuacji, której nie planowałyśmy, bo przecież manifestuje się tylko te pozytywne aspekty życia. Brutalnie z bajkowej wizji ciąży wyrywa nas przysłowiowy "kubeł zimnej wody", z którego pojawieniem się, ukazuje się szara rzeczywistość. I to bez grama lukru. Wkradają się pytania o to, co ze mną jest nie w porządku, skoro innym się udaje, a mnie musiało się przytrafić to, czy tamto. Niepostrzeżenie zaczynamy tracić kontrolę nad własnym życiem, które podporządkowane zostaje kolejnym badaniom, o których istnieniu nie miałyśmy pojęcia i dodatkowym wizytom u specjalistów. Nagle z kobiety aktywnej zawodowo i fizycznie, stajesz się człowiekiem, który próbuje przetrwać kolejny dzień i z utęsknieniem czeka na powrót do swojego poprzedniego życia, tego sprzed ciąży.
Skąd o tym wiem? Jestem najlepszym przykładem powyżej opisanej sytuacji. Do momentu pierwej wizyty u ginekologa byłam bardzo aktywna zawodowo i sportowo. Biegałam dużo i często, jeździłam na wrotkach oraz rowerze. Niestety, życie szybko zweryfikowało moje plany na najbliższy czas, bo wszystkie aktywności musiałam odłożyć na odległą przyszłość na rzecz leżenia na kanapie. Czy było ciężko? A i owszem. Bo mimo tego, że miałam wokół siebie ludzi, którzy mnie wspierali, to jednak musimy zdawać sobie sprawę, że kobieta w ciąży ze swoimi emocjami zostaje tak naprawdę sama. Pozostali mogą jedynie okazać zrozumienie, nawet wtedy, a być może zwłaszcza wtedy, gdy partnerka lub małżonka tworzy scenariusze wydarzeń, które według nich nigdy nie będą miały miejsca. To właśnie ona musi zapanować nad głową i wytłumaczyć sobie, że przecież robi wszystko co w jej mocy, żeby dziecko rozwijało się prawidłowo i na niewiele rzeczy ma wpływu, poza stosowaniem się do zaleceń medycznych.
Przetrwałam. Bez aktywności, których szalenie mi brakowało, bez leków przeciwbólowych, które były zabronione i z tysiącem negatywnych myśli w głowie. Nie dzieliłam się otwarcie trudnościami, które mi towarzyszyły, jednak w prywatnych rozmowach nie unikałam tego tematu i przyznawałam się, że nie zawsze było kolorowo, a zwłaszcza na początku. Zarówno drugi, jak i trzeci trymestr okazały się dla mnie zdecydowanie bardziej łaskawe, bo kilogramów nie przybyło za wiele, nie puchłam, czułam się świetnie, wyniki miałam dobre, do ósmego miesiąca chodziłam w szpilkach i mogłam wrócić do minimalnych dla mnie aktywności, które przybrały formę spacerów. Wykorzystałam je do maksimum, wybierając się za zgodą lekarza w szóstym miesiącu w góry. Żartowałam nawet, że te sześć miesięcy poprzedzających poród z nawiązką wynagrodziły mi to, co odebrały pierwsze trzy.
Wszystkie kobiety, decydując się na zostanie mamami, chciałyby przeżyć ten czas w spokoju, z towarzyszącym im świetnym samopoczuciem i jeszcze lepszym wyglądem. Prawda jest jednak taka, że każda z nas będzie przechodziła i odbierała ten stan zupełnie inaczej. To, co dla jednej będzie stanowiło przeszkodę nie do przejścia, dla drugiej będzie nie znaczącą drobnostką. Warto to sobie uświadomić na samym początku chociażby po to, żeby zaoszczędzić sobie twardego lądowania przy brutalnym zderzeniu z rzeczywistością, która często nie bierze jeńców i odziera nas z jakichkolwiek złudzeń czy tego chcemy, czy też nie.
Komentarze
Prześlij komentarz