Związek kontrolowany = toksyczna relacja
Żyjemy z dnia na dzień, ciesząc się tym co mamy, wpatrując się w partnera, niczym przysłowiowa krowa w namalowane wrota, stawiając go na piedestale, unikając kłótni i pozwalając tym samym jednocześnie na bezpardonowe kontrolowanie naszego życia, tłumacząc, że "ona/on to przecież robi z miłości, bo się martwi".
Jeżeli rozważymy definicję związku w kategorii partnerstwa, to pierwszym, co przychodzi nam na myśl jest relacja dwóch osób, opierająca się przede wszystkim na zaufaniu, szacunku oraz miłości. Dużą rolę odgrywa tutaj także więź emocjonalna, pozwalająca nam na dzielenie z wybrankiem wszelkich trosk, radości, a także wątpliwości. Chyba wszyscy zgodzimy się, że tak właśnie powinien wyglądać zdrowy, szczęśliwy i spełniony związek. To właśnie w nim partnerzy nie mają przed sobą tajemnic, mogą porozmawiać na każdy temat bez obawy o to, że zostaną skrytykowani, wyśmiani lub po prostu zlekceważeni. W świecie, w którym bliskie relacje międzyludzkie często zastępowane są układem człowiek - telefon, tak szalenie imponuje nam, gdy na początku związku partner/ka o nas zabiega, chce spędzać z nami każdą wolną chwilę, a po kilku godzinach bez kontaktu dzwoni i dopytuje, czy wszystko z nami w porządku. Pozytywnie zaskakuje nas aspekt zaangażowania i opiekuńczości, bo przecież zdecydowana większość stając przed wyborem życiowego partnera, decyduje się na związek z osobą, która będzie o nas dbała i kochała, być może nawet trochę za bardzo. Kiedyś usłyszałam zdanie, że "mężczyzna, który dba o swoją żonę to gatunek na wymarciu i jeżeli się go znajdzie, to trzeba się go trzymać." Tylko co jeżeli nadmierna troska, która była urocza w początkowej fazie związku z dnia na dzień zaczyna przybierać tę drugą, bardziej mroczną twarz? Maska zaczyna powoli opadać i wyzwala się chęć kontroli każdego aspektu życia pod płaszczykiem szeroko rozumianej troski. Pojawiają się ciągłe pytania o to, z kim jesteś (często nawet wtedy, gdy partner bardzo dobrze wie, gdzie znajduje się druga połowa), o której wrócisz, kto do Ciebie dzwoni, z kim piszesz, zaczyna nam mówić w co powinniśmy się ubrać, co oglądać lub też zaczyna ograniczać kontakty z innymi osobami tylko do tych, które odbywają się w jego/jej obecności, tłumacząc zachowania dotychczasowych znajomych jako niepoważne i oderwane od rzeczywistości. Tak bardzo chcemy czuć, że komuś na nas zależy, że często przestajemy zauważać, że nasze życie dawno przestało przypominać to, które prowadziliśmy przed zawarciem związku. I nie chodzi o kwestię dodatkowych obowiązków, czy ograniczenie ilości czasu spędzanego na rozrywce. Niepostrzeżenie dajemy się zamknąć w złotej klatce przepełnionej wszelkiej maści upominkami służącymi jedynie do odsunięcia uwagi od prawdziwych intencji. Ogromną obawą napawa fakt, że istnieją związki, w przypadku których ta klatka nigdy nie zostaje otwarta. Żyjemy z dnia na dzień, ciesząc się tym co mamy, wpatrując się w partnera, niczym przysłowiowa krowa w namalowane wrota, stawiając go na piedestale, unikając kłótni i pozwalając tym samym jednocześnie na bezpardonowe kontrolowanie naszego życia, tłumacząc, że ona/on to przecież robi z miłości, bo troska o nas staje się jednym z nadrzędnych celów. Pozwalamy sobie na życie w hermetycznie zamkniętej relacji, którą środowisko uważa za idealną, bardzo często stawiając ją za wzór i przedstawiając nas jako parę idealną. Pozytywne reakcje otoczenia jeszcze bardziej utwierdzają takie osoby w przekonaniu, że znajdują się na odpowiednim miejscu w relacji, a wszelkie inne zachowania, które znacząco odbiegają od tego, z czym mają do czynienia na co dzień, zaczynają wydawać się czymś dziwnym, a może nawet i nierozsądnym. Tylko czy tak powinna wyglądać relacja przepełniona miłością? Jeżeli mamy na myśli te toksyczną, to zdecydowanie tak. Jeśli natomiast myślimy zdroworozsądkowo, to musimy mieć świadomość tego, że mimo pełnienia określonych ról społecznych, każdy z nas jest przede wszystkim indywidualnością mającą nikim i niczym nieograniczone prawa do swojego zdania oraz wyborów. Żaden z partnerów nie jest własnością tego drugiego. Nie jesteśmy przedmiotami, które powinny mieć swojego właściciela, do którego przynależą i powinny być mu posłuszne.
Poczucie kontroli i chęć zapanowania nad drugim człowiekiem jest przypadłością, która u jednych przejawia się w mniejszym, a u innych w zdecydowanie większym stopniu. Zdrowy związek jest jednak miejscem, w którym nie ma przestrzeni na takie zachowania. Kontrola zmienia charakter relacji dającej nam poczucie szczęścia i spełnienia na tę toksyczną, bo tak zdecydowanie trzeba ją nazwać, w której zaczynamy zatracać swoje własne ja na poczet uszczęśliwienia drugiej osoby.
Nie znam odpowiedzi na pytanie, dlaczego niektóre osoby decydują się na życie w takiej relacji. Mogę się jedynie domyślać, że być może nawet nie zauważyły, że coś takiego zadziało się w ich życiu, bo w ferworze codziennych obowiązków nie mają czasu zastanowić się, czy ich życie wygląda tak, jak powinno lub czy chcą, aby tak właśnie wyglądało. Być może boją się także podjęcia decyzji o zakończeniu takiego związku w obawie przed reakcją najbliższego otoczenia, które właśnie ich związek uważało za idealny, nie znając sytuacji od wewnątrz? A może po prostu taka relacja jest wygodna? Może za wyjątkiem wyłącznie wspólnego spędzania czasu i kilku kontrolujących telefonów w ciągu dnia, zapewnia ona stabilizację i komfort finansowy, którego jedna strona związku nie byłaby w stanie sobie zagwarantować bez obecności tej drugiej? Wiem jednak, że jeżeli chociaż raz w Twojej głowie pojawiła się myśl, że chyba coś jest nie w porządku, to nie warto jej wypierać, tylko pozwolić jej wybrzmieć i tak w głębi serca, z pełną świadomością odpowiedzieć sobie na pytanie, czy życie, które teraz przeżywam spełnia moje oczekiwania i jest tym, do którego zawsze chciałam/chciałem dążyć?
Komentarze
Prześlij komentarz