czwartek, 7 sierpnia 2014

O co w tym wszystkim chodzi, czyli piłkarska przygoda Karoli



22 mężczyzn w krótkich spodenkach, biegających za piłką. Jeszcze jakiś czas temu, zapytana o definicję piłki nożnej, odpowiadałam własnie w ten sposób. Nie rozumiałam fenomenu tego sportu. Obserwując fascynację mężczyzn tą dyscypliną w trakcie Mundialu, postanowiłam sprawdzić, czy faktycznie jest to tak emocjonujące zajęcie.


Piłka nożna. Sport narodowy. Chluba? Niekoniecznie. No właśnie, skoro nie jest to zbyt duży powód do dumy, to skąd w takim razie tak ogromne zainteresowanie tym sportem? Od dłuższego czasu to pytanie krążyło gdzieś nieopodal mnie, ale nigdy jakoś głębiej się nad nim nie zastanawiałam. Zmieniło się to po zakończonych tegorocznych mistrzostwach.
Nigdy nie byłam szczególną fanką tego sportu. Gdy grali Polacy, zdarzyło mi się obejrzeć mecz, ale bardziej z powinności, niż czystego zainteresowania. Częściej za to, mecze traktowałam jako usypiacze. Kładąc się do łóżka ze świadomością, że jestem zbyt zmęczona, aby cokolwiek przeczytać, włączałam mecz. Ustawiałam telewizor na 20 minut, po czym zasypiałam. Zawsze skutkowało. Reprezentacja Polski grała, lokalne drużyny także, ja spałam przy meczach w telewizji i wszystko toczyło się swoim rytmem. Aż tu nagle, rozpoczęło się czyste szaleństwo, zwane EURO 2012 ! Przyznam, że nawet ja dałam się w to wciągnąć. Drużyny z całej Europy, mecze rozgrywane na przysłowiowym "podwórku", bo w Gdańsku, tysiące kibiców i niepowtarzalny klimat. Podobało mi się. Na mecze naszej reprezentacji zasiadałam z kawałkiem pizzy w dłoni, o co nigdy wcześniej nie podejrzewałabym siebie w ogóle. Było fajnie do momentu, w którym graliśmy. Później emocje opadły, a wraz z nimi zainteresowanie. Euro było i się skończyło. Przynajmniej tak myślałam. Przekonałam się jednak, że chyba nigdy nie byłam w większym błędzie. Znajomi, koledzy na studiach, mężczyźni w rodzinie. Wszyscy non stop wałkowali ten sam temat. Ludzie, opamiętajcie się ! Ile można ciągle o tym gadać. Nie macie dość? - pytałam. Ku mojemu zdziwieniu, zawsze w odpowiedzi słyszałam, że przecież o tym można rozmawiać w nieskończoność. No i rozmawiali. Cały czas. O tym kto jak grał, kto opadł z sił, o zmianach w składach drużyn, trenerach, strojach itp; itd. Gdybym zapisała to wszystko, byłby z tego niesamowity materiał na książkę. Słuchałam żeby słuchać. I już. Nie oburzałam się, gdy ktoś przegrał w spektakularny sposób, nie skakałam ze szczęścia, gdy ktoś wygrał. Mój stosunek do tego był neutralny. Było to tym bardziej dziwne, że jako dziewczyna piłkarza, który po kontuzji wraca do gry, nie interesowałam się tym w ogóle. Dobra, biega za tą piłką, to niech biega. Takie latanie bez celu - mówiłam. Nie ukrywam, wizyty na stadionie narodowym w Warszawie, czy na PGE Arenie w Gdańsku oraz zdjęcia z Camp Nou w Hiszpanii, zrobiły na mnie wrażenie. Do samego sportu jednak, w dalszym ciągu byłam średnio przekonana.
Na miesiąc przed rozpoczęciem Mundialu, miałam go serdecznie dość. Każdego dnia słyszałam z ust swojej Sympatii, że to najważniejsze piłkarskie święto, że trzeba obejrzeć, trzeba wiedzieć. No i oglądał. A ja, z ogromnym zniecierpliwieniem czekałam, aż ten cały cyrk dobiegnie końca. Finał i koniec. Nareszcie ! A mężczyźni, jakby ich ktoś nakręcił, dalej o tym samym. Zapytani o to, czym dla nich jest piłka nożna, odpowiadali, że pasją, takim ich męskim światem, w którym są tylko oni. Z racji tego, że podobno mężczyźni muszą co jakiś czas pobyć sami ze sobą, zaakceptowałam tę odpowiedź. Nie dawało mi to jednak spokoju. Za każdym razem, gdy patrzyłam na swojego chłopaka po powrocie z treningu, zastanawiałam się, dlaczego jest taki szczęśliwy i rozemocjonowany. Ta niepewność była dobijająca! Z racji tego, że nie lubię stanu niewiedzy, postanowiłam to sprawdzić. Tak też się stało. Poszłam pograć z nim w piłkę. Był trochę zdziwiony, ale zadowolony. W przeddzień naszego spotkania na boisku, postanowiłam trochę potrenować....z psem ! Mój wilk za piłkę oddałby wszystko! Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że "gra" lepiej, niż niejedni zawodnicy w reprezentacji. Być może dlatego, że biega za piłką, bo sprawia mu to prawdziwą radość, a nie dlatego, że dostaje za to pokaźne sumki ? Odpowiedź na to pytanie jest raczej oczywista :) W każdym razie, zarówno ja, jak i on nieźle się zmęczyliśmy. Po zakończonej grze zorientowałam się, że przez ten cały czas, z mojej twarzy nie schodził uśmiech. Dobry humor - tak się tłumaczyłam. Jakbym nie chciała dopuścić do siebie myśli, że to mnóstwo pozytywnych emocji, których sobie dostarczyłam. Nazajutrz zdałam sobie sprawę, że same przygotowania do wyjścia na boisko, sprawiały mi radość. Ogromną ! Pojechałam. Krótka rozgrzewka i do dzieła! Miny grupy chłopców, którzy przebywali w tym czasie na boisku, były bezcenne. Bardzo prawdopodobne, że wzięli mnie za dziwaka. Nawet jeżeli, to ich zdziwione wyrazy twarzy dodały mi skrzydeł. Grałam! Efekty mojej gry możecie zobaczyć na poniższych zdjęciach.
Kilka słów teorii ze strony trenera :)

Jeszcze jedna mała "uwaga" :)

Ty musiałaś już kiedyś trenować ! - słowa mojego nauczyciela, po wykonaniu tak prostego triku :)

Zdezorientowany bramkarz - nawet nie zauważył momentu, w którym piłka znalazła się w bramce!

Takie tam - z półobrotu :)

1,2,3..STRZELAM !

Ha ! Wykiwałam zawodnika wyższego ode mnie o jakieś 40 cm :)

Piłka chętnie współpracowała :)

A jednak potrafię !

Dalej, jeszcze jednak bramka!

To był chyba strzał z tzw. "dropsa" - jeszcze nie do końca ogarniam te określenia

Decydujące zagranie..
Grałam. Mogę to napisać z czystym sumieniem. I wiecie co ? Byłam zadowolona. Szczęśliwa chyba też. Nie wiem jak to się stało. Moja początkowa niechęć do piłki nożnej, przerodziła się w zachwyt. Z każdej strzelonej bramki cieszyłam się jak dziecko! Mnóstwo emocji ! Pozytywnych! Energia mnie wprost rozpierała. Doszło nawet do tego, że w trakcie biegania za piłką - jak się okazało, nie bez celu, straciłam poczucie czasu. Godziny wyznaczało mi zachodzące słońce. Przełomowym momentem były wypowiedziane przeze mnie słowa, które są w tej chwili najbardziej trafnym podsumowaniem : To jednak fajny sport ! Pomyliłam się !

I jeszcze jedno. Nie doświadczyłabym tych wszystkich fajnych emocji, gdyby nie mój osobisty trener :). Dziękuję przede wszystkim za cierpliwość. Karolinie natomiast dziękuję za zrobienie miliona zdjęć, spośród których wybrałam te znajdujące się powyżej. Łatwo nie było :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz