poniedziałek, 4 maja 2015

Szybcy i Wściekli ? Zdecydowanie TAK !


www.student.pl

Szybkość, brawura, miłość, pasja, przyjaźń i nieco nierealna rzeczywistość. To wszystko zafundowali nam producenci sagi Szybkich i Wściekłych, w 7 części przygód przebojowych, nieprzewidywalnych przyjaciół.

10 kwietnia wszedł do kin kolejny film z serii "Szybcy i Wściekli". To już 7 część przygód Dominica Toretto oraz pozostałych bohaterów, wchodzących w skład filmowej "Rodziny". Była ona tym samym chyba jednym z najbardziej wyczekiwanych seansów. Przekonałam się o tym, gdy próbowałam na sobotę, 11 kwietnia, zarezerwować 4 miejsca na wieczorny pokaz. Nie było szans! Wolnymi okazały się jedynie pojedyncze siedzenia w pierwszych rzędach. Podobnie w niedzielę i poniedziałek. Rezerwacji udało mi się dokonać dopiero na wtorek. Przyznaję, że poszłam na ten film z ogromnymi oczekiwaniami. Widziałam wszystkie poprzednie części i bardzo liczyłam na to, że i tym razem scenarzyści mnie zaskoczą. Ponadto, wiele emocji wzbudzała kwestia obsadzenia roli filmowego Briana, granego przez Paula Walkera, który w 2013 roku uległ tragicznemu wypadkowi. Należy nadmienić, że przed tym wydarzeniem, Walker realizował już siódmą część przygód.
Rola bohatera, którego stworzył Paul, stanęła pod znakiem zapytania. W Internecie pojawiły się głosy dotyczące zastąpienia go bratem, bądź "przywróceniem go", wykorzystując komputerową manipulację. Z jednej strony uważałam, że zastąpienie Walkera innym aktorem spowoduje, że film straci na wartości, z drugiej zaś, stworzenie postaci za pomocą komputerowych sztuczek, wydawało mi się trochę mało prawdopodobne. Jakaś animacja, zamiast żywego człowieka. Co to będzie ?- pytałam, zastanawiając się jednocześnie nad efektami takiego rozwiązania. Mam świadomość tego, że technika podlega stałemu rozwojowi, jednak mój umysł nienaturalnie się temu sprzeciwiał.
Po raz kolejny przekonałam się, jak wielu ograniczeniom podlega ludzki mózg.
W efekcie postać O' Connera została skonstruowana w taki sposób, że nie można było się do niczego przyczepić.

Poza tym, ogromny szacunek za doprowadzenie postaci Briana do końca filmu. Spodziewałam się, że z udziałem komputera zostanie nagranych tylko kilka ważniejszych scen, a przy pierwszej okazji, bohater w trakcie tytanicznej pracy, polegającej na ratowaniu świata i przyjaciół zostanie uśmiercony. Na szczęście tak się nie stało.

Cechą wspólną wszystkich części były efekty specjalne. W jednych filmach było ich więcej, w innych mniej, jednak nigdy ich nie brakowało.W początkowych odsłonach ograniczały się do zastosowania w samochodach czegoś, co pozwalało im jechać tak szybko, jakby przekraczały prędkość światła. Później natomiast, scenarzyści z filmu na film, zaskakiwali nas coraz bardziej. Gdy w 5 części widziałam słynną już teraz "akcję z sejfem", pomyślałam, że ciężko będzie im to przebić. Nic bardziej mylnego. Oglądając szóstkę przekonałam się, że to, co wprawiało w zachwyt w 5, jest niczym w porównaniu z tym, co działo się w tej.
"F&F 7" natomiast, są fenomenem samym w sobie. Biją poprzednie na głowę. Dosłownie! W najśmielszych snach nie przypuszczałam, że można wpaść na pomysł skakania ze spadochronem, znajdując się w samochodzie, biec po spadającym w przepaść autobusie, po czym skoczyć, chwycić lotkę znajdującą się na samochodzie  i spokojnie wylądować. Albo  robiąc tysiąc innych, ekstremalnych rzeczy, nie odnosząc przy tym żadnych większych obrażeń. Wiele można by zarzucić temu filmowi za sprawą takich scen. Chociażby to, że za mało rzeczywisty, że bardziej zalicza się do fantastyki niż do akcji, czy, że scenarzyści popłynęli aż nadto. Być może. Mnie to jednak w odbiorze zupełnie nie przeszkadzało. Scenarzystom chwała za to, że tworząc już kolejną część tak kultowego dla wielu filmu, w dalszym ciągu utrzymują wysoki poziom. Współcześnie mamy bowiem do czynienia z sytuacją, gdzie już drugi etap jakiegoś serialu, czy filmu jest dużo gorszy od pierwszego, a o trzecim i czwartym nie wspominając. W przypadku "Szybkich..." zainteresowanie losami bohaterów wśród widzów utrzymywane jest na bardzo wysokim poziomie. Za każdym razem. Najlepszym przykładem potwierdzającym powyższe zdanie są słowa moich towarzyszy z seansu, którzy zgodnie mówili, że im szybciej rozwijała się akcja, tym szybciej wcinali popcorn :) Zabawne ? Oczywiście, ale jakże prawdziwie oddające wrażenia, które towarzyszyły widzom.

Zwykle, nim pójdę do kina na film, czytam komentarze tych, którzy mnie uprzedzili. Tym razem postanowiłam nie czytać, aby nie psuć sobie zabawy. Nie zakładałam, że będę żałowała wydanych na bilet pieniędzy, więc postanowiłam zajrzeć do opinii po obejrzeniu filmu. W kilku komentarzach przeczytałam, że z "Szybkich i Wściekłych" zrobiono drugiego Jamesa Bonda. Widzowie pisali, że pierwotny zamysł dotyczący nielegalnych wyścigów samochodowych, zniknął gdzieś w trakcie. Twierdzili, że zatarł się, ustępując tym samym miejsca międzynarodowym spiskom. Owszem, można by podnieść taki zarzut, spoglądając na wszystkie efekty specjalne, których dostarczyli nam producenci. Nie należy jednak zapominać, że "Szybcy.." to film akcji, a ten rządzi się własnymi prawami.
Często także spotykamy się z opiniami, że film jest tak słaby, że musi go bronić muzyka. Co ciekawsze, zazwyczaj dzieje się tak przy tych najgłośniejszych produkcjach. W tym przypadku mamy kolejny dowód na to, że "Szybcy i Wściekli" są wyjątkiem. W całej serii muzyka napawa optymizmem, pobudza zmysły, dodaje energii i przede wszystkim dynamizmu. Każdy kawałek doskonale oddaje to, co zostało nam zaserwowane na ekranie. Nie ma w tutaj miejsca na przypadki. Wszystko współgra ze sobą od a do z.
Przypadkiem nie była także ostatnia, pożegnalna scena. Wszystko w niej wyglądało tak, jak wyglądać powinno. Słowa nie były tylko bezmyślnie wypowiedzianą kwestią, żywcem wyciągniętą ze scenariusza. Wnosiły wiele i skłaniały do refleksji. Sprawiały, że nawet na filmie akcji można było się "zatrzymać" i zastanowić nad sensem życia. Doceńmy to, bo takie sytuacje rzadko się zdarzają.
       
"Szybcy i Wściekli 7" pozornie dają się poznać jako dobry film rozrywkowy, pozwalający oderwać się od codzienności i przenieść w inną, wolną od zmartwień rzeczywistość. Bardziej wnikliwemu obserwatorowi natomiast, jawią się jako spektakl, ukazujący prawdziwe wartości we współczesnym świecie (miłość, poszanowanie rodziny, bezinteresowna troska o przyjaciół), które niejednokrotnie zanikają bezpowrotnie.

Tym z Was, którzy jeszcze nie mieli okazji "Szybkich..." zobaczyć ( a wiem, że tacy są), polecam film z czystym sumieniem. Tym natomiast, którzy zastanawiają się z jakichś względów, czy nie przytłoczy ich nadmiar latających samochodów, proponuję zostanie w domu albo wybór solidnie osadzonej w rzeczywistości komedii.

PS. Przepraszam Was bardzo za tak długą przerwę. Górę wziął nadmiar obowiązków studenckich i zawodowych. Obiecuję poprawę :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz