czwartek, 27 sierpnia 2015

Czy warto mieć kompleksy ?




Końcówka sierpnia to bardzo dobry czas na podsumowanie. Ja postanowiłam skupić się na jednej, dosyć istotnej zmianie, jaka we mnie zaszła. 


Kompleks.

Paskudne słowo, które towarzyszy praktycznie każdej kobiecie. Mężczyzn z niewiadomych dla mnie dotąd przyczyn, to hasło nie dotyczy. Może wynika to z ich pysznego przekonania o swojej doskonałości? A może to przekonanie to tylko pretekst do tego, aby wyzbyć się głęboko skrywanych kompleksów ?

Wracając. Kompleksy to zbiory wyobrażeń, zakorzenionych głęboko w naszej psychice, które sprawiają, że przestajemy siebie akceptować. Wynajdujemy w sobie różne wady, za sprawą których czujemy się gorsi od innych, mimo tego, że bardzo często ów przekonanie jest bezpodstawne. Z różnych przyczyn - przy niektórych uważamy się za brzydszych, przy innych za mniej inteligentnych, a jeszcze przy innych, za zupełnie nieidealnych i niepasujących do książkowego wydania towarzystwa, w którym się znajdujemy. To te ograniczenia zakorzenione gdzieś w głębi, wielokrotnie sprawiają, że zamykamy się na świat. Wolimy zakryć się przed wszystkimi pod długimi, grubymi ubraniami, chcąc ukryć swe zewnętrzne niedoskonałości albo wykręcić się od spotkań ze znajomymi, po raz kolejny tłumacząc się brakiem czasu. Jedyne, do czego może nas doprowadzić takie zachowanie, to pogłębiające się przekonanie o swojej niedoskonałości. A czy takie wartości powinniśmy w sobie pielęgnować ? Czy to, jak wyglądamy, powinno przejąc kontrolę nad naszym życiem i mówić nam, jak mamy wyglądać, aby czuć się dobrze ? Zdecydowanie nie! Tę starą prawdę odkryłam zupełnie na nowo w trakcie tegorocznych wakacji. Dlaczego na nowo ? A dlatego, że była mi bardzo dobrze znana, tylko gdzieś, nie wiem kiedy, nie wiem gdzie i w jakich okolicznościach, ale zupełnym przypadkiem zgubiłam ją. Całe szczęście - nie na długo :)

W trakcie wakacji człowiek spotyka na swojej drodze wiele osób. Przypadkowych, napotkanych na imprezie masowej, starych znajomych ze szkoły, czy studiów lub po prostu sąsiadów, mijanych codziennie w drodze do sklepu, udających się po świeże pieczywo. Relacje nie grają w tym przypadku ważnej roli. Istotne w tych spotkaniach jest to, jak postrzegamy drugiego człowieka względem nas samych i jakie cechy mu przypisujemy, zwracając uwagę na pierwsze wrażenie. Nie ulega wątpliwości, że wszystkie napotkane przez siebie osoby obserwujemy. Głębokiej analizie poddajemy wszystko, co z nimi związane - zachowanie, wygląd zewnętrzny, stosunek do innych. Po dokonaniu takiego "przeglądu", zaczynamy siebie do takich osób porównywać. Nie ukrywam, że taka przypadłość dotyczy głównie kobiet. A wiem to z własnego doświadczenia. Sama dałam się złapać w pułapkę swojego umysłu, albowiem kobietą jestem i jak każda uważam, że pewne niedoskonałości posiadam.

Był taki czas w moim życiu, że co rusz zaczynałam wymyślać róże rzeczy na swój temat. A to, że jestem za gruba (mimo, że nigdy nie byłam, a już na pewno nie jestem :) ), a to, że jestem za niska i tak dalej i tak dalej. Doprowadzałam tym wszystkich do obłędu. Przez jakiś czas miałam spokój, jednak nigdy nie byłam skora do zakładania szortów albo mini - zwłaszcza w trakcie takiego upalnego lata, jakie dotarło do nas w tym roku. Wolałam schować się za czymś, co skutecznie miało zamaskować moje pseudo "niedoskonałości". Przełom nastąpił w tym roku. Obserwując w różnych miejscach inne kobiety, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że większość z nich, pomimo bardzo dużych niedoskonałości na własnym ciele, widocznych gołym okiem, zakładało ubrania, w których ich wygląd często przekraczał granicę dobrego smaku. W dopasowanych bluzkach, kusych spodenkach, czy spódniczkach, których ja niegdyś nie odważyłabym się założyć, wyglądały co najmniej nietaktownie. Zawsze ze zdziwieniem dopytywałam mamy jak to jest, że " one tak wyglądają i nie jest im wstyd, a ja mam skrupuły, a przecież nie wyglądam tak źle jak one." Za każdym razem uzyskiwałam od mamy taką samą odpowiedź - " One się nie przejmują tym, co powiedzą inni. Zakładają to co chcą, mimo, że strasznie w tym wyglądają." Zaskakująco prosta odpowiedź, którą przez bardzo długi czas analizowałam. W końcu zrozumiałam, że ani nie jestem za gruba, ani za niska, żeby nie zakładać tego, na co mam ochotę. Dotarło do mnie także, że moje urojone kompleksy są niczym w porównaniu z problemami (urojonymi, bądź też rzeczywistymi) innych osób. A skoro są niczym, to po co się nimi przejmować ? Nie warto marnować czasu na użalanie się nad sobą w obliczu cudownie słonecznej, upalnej rzeczywistości :)

A jeżeli już któraś z Was zapragnie usiąść w kącie i zacznie żalić się na swój okrutny los, to wyjdźcie po chwili zadumy na ulicę i przyjrzyjcie się kobietom. Nie tym o nienagannej figurze. Zwróćcie uwagę na te, które pomimo różnych niedoskonałości, cieszą się życiem, tym co mają, a nie przejmują się tym, co powiedzą o nich inni. Bo po co ? Warto mieć zdrową świadomość swojego wyglądu. Świadomość, która uzmysłowi nam, że każda z nas jest inna i tak naprawdę szeroko pojmowany ideał, do którego większość z nas dąży, po prostu nie istnieje. Każda z nas jest idealna.

Każda na swój sposób :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz